Paweł Pomianek Paweł Pomianek
3439
BLOG

Odkłamać czarną legendę. Prawda o Inkwizycji - recenzja

Paweł Pomianek Paweł Pomianek Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 125

Wśród katolików króluje dziś pogląd, że Inkwizycja i w ogóle czasy średniowiecza były bodaj najczarniejszą kartą w historii Kościoła – dziś należy o nich mówić ze wstydem i w pokorze wszystkich za nie przepraszać. Tym, którzy pozwolili sobie wtłoczyć taki obraz tamtych czasów, gorąco polecam W obronie Świętej Inkwizycji.
 
W czasach działania Inkwizycji całe społeczeństwa żyły w terrorze i bez posądzenia o herezję nie można było się nawet źle popatrzeć na kogoś na ulicy. Inkwizytorzy stosowali też wymyślne metody tortur i wymuszali przyznanie się do winy, po czym palili tysiące kolejnych niewinnych. W zasadzie to właśnie oni byli prekursorami tego, co później zrobili Hitler i Stalin. Taki obraz inkwizycji wyłania się z lektury mainsteamowych tekstów na jej temat. Dziś zresztą każdego, kto jest przeciwnikiem wolności słowa, oskarża się natychmiast o iście inkwizytorskie podejście.
 
Po lekturze książki publicysty „Opcji na Prawo”, doktora filozofii i historyka idei Romana Konika można uznać, że stworzenie w umysłach Europejczyków – w tym także, niestety, katolików – takiego obrazu inkwizycji kościelnej jest intrygą szytą grubymi nićmi. Autor, korzystając z dokumentów, które pozostały po procesach inkwizycyjnych oraz posiłkując się literaturą z różnych wieków traktującą o Inkwizycji, próbuje odkłamać to jedno z największych kłamstw okresu Oświecenia.
 
Jeśli ktoś lubi dokładnie obejrzeć okładkę, już na początku na tylnej obwolucie znajdzie rekomendacje nie byle kogo, bo Waldemara Łysiaka i Rafała Ziemkiewicza. „Książka Romana Konika druzgoce kłamliwą czarną legendę Świętej Inkwizycji, stworzoną przez libertynów i jakobinów doby Oświecenia” – przekonuje Łysiak. „Pracę Romana Konika uważam za godny szacunku i polecenia wszystkim akt intelektualnej odwagi, jakim jest poszukiwanie prawdy na przekór ugruntowanym stereotypom” – wtóruje mu Ziemkiewicz.
 
Priorytety ludzi średniowiecza i porządek społeczny
 
Pierwszym celem, który stawia sobie autor jest wyjaśnienie, dlaczego w ogóle Inkwizycja została utworzona i jaką mentalność mieli ludzie tamtych czasów. Ci, którzy potępiają Inkwizycję, najczęściej w ogóle nie zadają sobie tego trudu – oceniając ją z dzisiejszej perspektywy, popełniają jednak błąd ahistoryzmu. By dobrze zrozumieć Inkwizycję, należy najpierw powiedzieć o tym, jak rozumiano zadania średniowiecznego państwa. Otóż nadrzędnym celem państwa chrześcijańskiego było doprowadzenie podwładnych do zbawienia. Aby zrealizować ten postulat, należało jak najbardziej ułatwić podwładnym możliwość trwania w czystości wiary, co realizowało się także przez utrudnianie kontaktu z tymi, którzy na tę czystość wiary czyhali oraz przez karanie za niesubordynację w tym zakresie.
 
Dla ludzi tamtych czasów nie było to niczym nadzwyczajnym. Cały porządek społeczny był bowiem zbudowany na zasadach wypływających z wiary chrześcijańskiej. Głoszenie herezji było więc porównywalne z czasami spotykanymi dzisiaj wzywaniem do anarchizmu czy niszczenia państwa – było więc naturalne, że wiązała się z nią kara. Z drugiej strony większość herezji średniowiecznych, które Roman Konik skrzętnie opisuje, nie dotyczyły wyłącznie błędów teologicznych, ale propagowały je najczęściej bandy opryszków napadające na bogatych, gwałcące żony obywateli i nawołujące do przewrotów społecznych. Stąd – co nie mieści się w głowie przeciwnikom Inkwizycji – prosty lud chrześcijański, jeśli buntował się przeciwko Inkwizycji, to zwykle wyłącznie dlatego, że zbyt łagodnie traktowała ona heretyków, wielokrotnie ratując ich przed samosądami.
 
Swoją drogą ciekawy jest przypadek dominikańskiego inkwizytora św. Piotra z Werony, który zginął z rąk katarów. Dziś przedstawia się go w książkach czy filmach fabularnych jako bezwzględnego inkwizytora i postrach prostego ludu, podczas gdy prawdziwa historia mówi coś zupełnie innego. Gdy jego ciało było przenoszone do Mediolanu, niemal cały lud wyszedł za bramę miasta, by uczcić bohatera. Ludność wymusiła też na papieżu niezwykle szybką kanonizację, w kilka lat po śmierci.
 
Przypadek Bernarda Gui
 
Bardzo interesujący jest krótki, raptem czterostronicowy rozdział pt. Casus Bernarda Gui. Pokazuje on bowiem doskonale, że dzisiejsze kreacje inkwizytorów w literaturze pięknej oraz kinematografii nie mają nic wspólnego z prawdą. Gui – dominikański inkwizytor – jest negatywnym bohaterem powieści (i filmu zrealizowanego na jej podstawie) Umberta Eco Imię Róży. Został on przedstawiony w niej jako lubieżny sadysta, „który nie cofnie się przed żadnym okrucieństwem, by móc pastwić się nad biednymi, niewinnymi ludźmi”.
 
Tymczasem doskonale udokumentowana prawda historyczna może być dość szokująca. Jak pisze Konik „okazuje się, że ten rzekomo najbardziej krwawy inkwizytor w ciągu szesnastu lat sprawowania władzy przewodniczącego trybunału inkwizycyjnego orzekł winę w stosunku do 913 oskarżonych, jednakże tylko 42 osoby zostały przekazane ramieniu świeckiemu (co – trzeba zaznaczyć – nie było jednoznaczne z wyrokiem śmierci!), na resztę osób nałożono kary kanoniczne lub więzienie, tzw. murus largus – czyli odosobnienie w klasztorze, albo murus scrictus, polegające na zamknięciu w celi”. Dominikanin był również ceniony w bardzo różnych aspektach zakonnego posługiwania – np. jako spowiednik. Umierał niemal w aurze świętości. Dopiero Oświeceniowa propaganda zrobiła z niego sadystycznego inkwizytora.
Dość podobnie ma się rzecz z hiszpańskim inkwizytorem Tomaszem de Torquemadą.
 
Galileusz, Giordano Bruno i inni
 
W dalszej części książki autor zajmuje się samą procedurą oraz inkwizycją hiszpańską, która nie była inkwizycją stricte kościelną, ale tworem kościelno-państwowym. Mimo wszystko nawet w Hiszpanii procedury inkwizycyjne były o wiele bardziej humanitarne niż państwowe.
 
W tym miejscu warto poruszyć jeszcze jedną kwestię. Otóż procedury przed sądem inkwizycyjnym były w tamtych czasach nieporównywalnie bardziej ludzkie i w wielu aspektach bliskie dzisiejszym. Praktycznie nie stosowano tortur – co w sądach świeckich było nagminne – a gdy trzymano kogoś w areszcie, to w bardzo godziwych jak na tamte czasy warunkach. Zdarzały się przypadki, że oskarżeni w procesach świeckich specjalnie wygłaszali herezję, by mogli być sądzeni przez sądy inkwizycyjne. Oczywiście zdarzały się również sytuacje negatywne i inkwizytorzy, którzy nadużywali swojej władzy, ale byli oni surowo karani przez Stolicę Apostolską.
 
Bardzo interesujące są także najbardziej znane przypadki, jak Galileusza, Giordana Bruna czy Savonaroli, którzy dziś – także na skutek oświeceniowej propagandy – uchodzą za obrońców wolności. Szczególnie ciekawy jest przypadek Bruna. On także był dominikaninem, ale kilkakrotnie zrzucał habit. Podchlebiał się protestantom, spędzając gros czasu na ich dworach, ale także przez nich uznawany był za heretyka. Tak mówił o nim o. Józef Bocheński OP: „Bruno to była prawdziwa kanalia. Podobno zaczął od tego, że brata zakonnego w Tybrze utopił. Płaszczył się przed Kalwinem, który go chciał według swojego zwyczaju spalić. Nabrał nawet kupca Moceniego, który go w końcu wydał”. Wśród teorii Bruna – które podobno były tak postępowe – były i takie, że Jezus był magiem i podobnie jak apostołowie nie czynił prawdziwych cudów, a nawet, że Chrystus jest niegodnym psem, a wieczne piekło nie istnieje. Do tego straszył, że jeśli otrzyma nakaz powrotu do zakonu dominikańskiego, wysadzi go w powietrze. Mimo to jego proces trwał wiele lat, bo Bruno korzystał z łagodności Inkwizycji i kilka razy to odwoływał swoje herezje, to znów do nich powracał. Dziś niektórzy oddają mu cześć.
 
W bardzo obszernym rozdziale autor dotyka również kwestii czarów i czarownic. Wedle powszechnie obowiązujących dziś opinii Kościół z byle powodu zabijał niewinne kobiety oskarżane o czary. Prawda jest taka, że to protestantyzm robił to zdecydowanie chętniej. Wynikało to z faktu, że protestanci – idąc za błędami manicheizmu – uważają ciało człowieka za z natury złe i podatne na działanie szatana. W krajach, gdzie nie było protestantyzmu, zabijanie „czarownic” prawie nie występowało. W Kościele katolickim przez długi czas panował bowiem pogląd, że wiara w to, że kobieta może być czarownicą jest zabobonem, a ktoś, kto zgłaszał inkwizycji takie podejrzenie, sam podlegał karze.
 
To, co przedstawiłem, to tylko ułamek cennych rzeczy, które odnajdzie czytelnik. Zapewniam, że jeśli ktoś do tej pory czerpał wiedzę na temat Inkwizycji z mediów oraz literatury pięknej i filmów, będzie co rusz ogromnie zaskoczony. Każdy katolik powinien jednak sięgnąć po tę pozycję – bo udowadnia ona, że nie musimy się wstydzić swojej historii. Katolicyzm – także, a może przede wszystkim w średniowieczu – był liderem w tym, co postępowe i bardziej ludzkie. Ponadto w książce można odnaleźć obraz średniowiecznego państwa chrześcijańskiego, o którym czyta się naprawdę z przyjemnością. Odwagi do takiego jak wówczas postawienia wiary na pierwszym miejscu w życiu osobistym i społecznym, często nam współczesnym katolikom bardzo brakuje.
 
------------------
 
Tekst ukazał się w marcowym numerze miesięcznika Stowarzyszenia KoLiber „Goniec Wolności”.

 

Jestem świeckim magistrem teologii katolickiej sympatyzującym z odradzającym się w Kościele ruchem tradycjonalistycznym. Tematy najbliższe mi na polu teologii, związane w dużej mierze z moją duchowością, to: liturgia (w tym historia liturgii), mariologia i pobożność maryjna, tradycyjna eklezjologia oraz szeroko pojęta tematyka cierpienia w odniesieniu do Ofiary krzyżowej Jezusa Chrystusa. Przez lata zajmowałem się także relacją przesądów do wiary katolickiej. W życiu zawodowym zajmuję się redakcją i korektą tekstów (jestem również filologiem polskim) oraz pisaniem. Zapraszam na stronę z poradami językowymi, którą wraz ze współpracownikami prowadzę pod adresem JęzykoweDylematy.pl. Ponadto pracuję w serwisie DziennikParafialny.pl. Moje publikacje można odnaleźć w licznych portalach internetowych oraz czasopismach.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura