Dziś przeważający nurt każe w imię delikatności i ekumenizmu upraszczać sprawę, szukać kompromisów. Z drugiej strony nurt radykalny nie waha się nadal nazywać protestantów heretykami, co jest raczej marnym sposobem zbliżania ich do Kościoła.
Poniżej przykład św. Jana Marii Vianneya, który bez upraszczania i z ogromną chrześcijańską miłością rozmawia z protestantem. Jak się okaże – rozmowa przyniesie błogosławione owoce. Sądzę, że to doskonały przykład tak trudnego połączenia stanowczości i jednoznaczności z miłością i delikatnością.
Poniższy tekst jest wyimkiem z książki Alfreda Monina SJ Zapiski z Ars. Notatki naocznego świadka kazań, homilii i rozmów św. Jana Marii Vianneya (Wydawnictwo Księży Marianów 2009) – książkę gorąco polecam w całości:
Pewnego dnia Proboszcz z Ars spotkał bogatego protestanta. Nie wiedząc, że jego rozmówca należy do Kościoła Reformowanego, począł serdecznie i wylewnie opowiadać mu o Jezusie i świętych, a na koniec włożył mu do ręki medalik Matki Bożej.
Tan zaś widząc medalik odparł:
– Daje Ksiądz Proboszcz ten medalik heretykowi. Jednakże jestem heretykiem tylko z katolickiego punktu widzenia. Pomimo dzielących nas różnic, mam nadzieję, że kiedyś spotkamy się w niebie.
Poczciwy Proboszcz ujął swego rozmówcę za rękę i spojrzawszy na niego wzrokiem pełnym żywej wiary i gorącej miłości, z czułym i głębokim współczuciem powiedział:
– Przyjacielu, będziemy zjednoczeni w niebie w takim stopniu, w jakim zaczęliśmy nasze zjednoczenie na ziemi; śmierć niczego w tym względzie nie zmieni. Drzewo zostaje tam, gdzie upada.
– Księże Proboszczu, pokładam nadzieję w Chrystusie, który powiedział: Kto wierzy we mnie, ma życie wieczne.
– Przyjacielu, Pan powiedział [także] coś innego. Powiedział, że kto nie będzie słuchał Kościoła, zostanie potraktowany jak poganin, że powinna być jedna owczarnia i jeden pasterz, a św. Piotra osobiście tym pasterzem ustanowił.
Następnie tonem jeszcze łagodniejszym i przekonującym dodał:
– Nie ma, mój przyjacielu, dwóch dobrych sposobów służenia Panu. Jest tylko jeden, czyli taki, w jaki Pan nasz chce, aby Mu służono.
Po tych słowach ks. Vianney oddalił się, zostawiając swego rozmówcę z uczuciem zbawiennego niepokoju w duszy, pierwszego zwiastuna łaski Bożej, która to później, jak nam doniesiono, rzeczywiście zwyciężyła w jego duszy.