Paweł Pomianek Paweł Pomianek
662
BLOG

„Mee dam n’ma” – czyli Juleczka uczy się budować zdania

Paweł Pomianek Paweł Pomianek Rozmaitości Obserwuj notkę 3

To wbrew pozorom zdanie jak najbardziej w języku polskim. Naszej dwudziestomiesięcznej już Juleczki.
Na gwiazdkę u Babci Lucynki (Aniołek zostawił Julii prezenty aż pod trzema różnymi choinkami, choć najgorsze jest dla niej to, że nie udało jej się samego Aniołka zobaczyć – do dziś codziennie macha rączkami, naśladując ruch skrzydeł, i mówi: „n’ma”) Juleczka dostała do zabawy zestaw zwierząt domowych. Od pierwszej chwili bardzo polubiła nowe zabawki, a Mama nauczyła ją budować dla nich zagrody.
Gdy kiedyś Mama z Julą budowały zagrody dla zwierząt, Juleczka w którymś momencie wypaliła: „Mee dam n’ma”. I co? Domyślacie się już, co to zdanie znaczy?
Mee – to oczywiście podmiot i oznacza kozę.
N’ma – to rzecz jasna orzeczenie i jednocześnie pierwsze słowo, jakie Jula wypowiedziała już wiele miesięcy temu (tak, rozpoczęła od zanegowania). Piszę je właśnie w taki sposób, z apostrofem, bo nie brzmi ono „nie ma”, tylko właśnie słyszalne jest „n” a potem następuje płynne przejście do „ma”. A że owo „n” jest czasami mało słyszalne, to właściwie trzeba się domyślać z kontekstu, czy coś „ma” czy „n’ma”. Taka sytuacja trwa już prawie rok i nic się nie zmieniło, choć brzmienie wielu innych słów ewoluuje, dojrzewa. Np. „tak”, które kiedyś brzmiało „ta”, teraz brzmi już wyraźnie „tak” (a dokładniej „tath” lub „takh”) – przy czym ostatnia litera jest wyraźnie zaznaczona i delikatnie przeciągnięta.
Dam – to wbrew pozorom nie forma czasu przyszłego od czasownika „dać”, ale wyraz „dom”, a dokładnie rzecz biorąc dopełniacz „domu”.
Jula bardzo logicznie i roztropnie poinformowała w ten sposób Mamę, że koza nie ma domu – bo rzeczywiście jeszcze nie miała swojej zagrody. I było to właściwie pierwsze rozbudowane zdanie Julii z podmiotem, orzeczeniem i dopełnieniem. No dobrze, uczciwie dodajmy, że Jula zbudowała już wcześniej zdanie trzywyrazowe: „Fafa, da am!” (Fafa to wujek Rafał, a Jula chciała, żeby dał jej wafelka), ale jest ono jednak prostsze niż to, o którym mówimy.
Juleczka rymuje
Od wielu miesięcy czytamy Juleczce tradycyjne polskie rymowane bajki: Fredry, Tuwima, Brzechwy, Gałczyńskiego i innych. Śpiewamy jej też rymowane piosenki. Jula już od dawna zaskakuje nas wielkim wyczuciem rymu i – na swój prosty dziecięcy sposób – zamiłowaniem do niego. Mój teść ma na imię Adam. Jula już od kilku miesięcy z lubością powtarza więc „Dada Adam”. Ale co ciekawe, stworzyła sobie takie odpowiedniki do wszystkich innych osób. I tak: na babcię mówiła (bo powoli zaczyna już rozróżniać Babcie, Mamę i mnie po prawdziwych imionach) Baba Aba, na mamę: Mama Ama, a na mnie Tata Atta (nie wiem, czemu akurat tutaj przez zdublowane ‘t’). Z kolei na Ciocię Domi: Trlatrla Atrla (czyli Ciocia Acia, które mniej więcej jakoś tak brzmi w ustach Julki).
Z najlepszym rymem jednak wypaliła niedawno w stosunku do siebie: „ja – baja”. A Juleczka – Bajeczka stało się nową kołysanką.
Juleczkowy słowniczek
I jeszcze kilka innych słów Juleczki, którymi się posługuje (to oczywiście nie jest pełny słownik):
Ja – śmiejemy się, że to skrót od Julia, pierwsza i ostatnia litera, bo zawsze, gdy się jej mówi: powiedz Julia, wypowiada to właśnie w ten sposób.
Ala – oznacza to… wujka. Każdego poza Fafą. Wzięło się stąd, że mój brat nazywa się Arek i Babcia nauczyła Juleczkę nazywać go Ala. Potem Jula przeniosła sobie nazwę Ala na wszystkich wujków i na wszystkich mężczyzn-znajomych rodziców.
Fe-be (a właściwie fa-ba) – tak Jula określa rzeczy brzydkie lub brzydko pachnące. Taka zbitka słów to jej twórcza inwencja. Do niej raczej mówiło się oddzielnie: coś było „be” albo „fe”.
Dada Adam – niby o tym już było, ale trzeba dodać, że te słowa służą też za coś w rodzaju okrzyku wojennego i przezwiska (wykrzykiwanego w sposób imitujący ryk lwa z wyciągniętym palcem wskazującym) na każdego, kto mówi coś nie po jej myśli. Jest m.in. metodą wykorzystywaną do zmiany niewygodnego tematu.
Pam – znaczy tyle, co „pan”. Ostatnio w Leclercu Jula wskazywała na każdego nieznajomego osobnika płci męskiej i uśmiechając się doń, mówiła: „pam”.
Bam lub bam-bam – oznacza oczywiście spadanie, przewracanie się lub uderzenie, ale to raczej standard u dzieci.
Tyci-tyci – nie tylko w znaczeniu malutko, ale także w znaczeniu mniej, np. żeby podać mniejszy kawałeczek kanapki.
Tsy-tsy-tsy – Jula odpowiada tak na każde pytanie dotyczące liczb, jak np. „ile masz ząbków?” lub „ile masz lat?”
Je – skrócone jest.
Pi– w znaczeniu śpi.
Apa i awa – kapa na wersalkę i kawa (którą Jula wącha, a Mama pije).
Ponadto Jula oczywiście używa także wielu określeń dźwiękonaśladowczych na określenie zwierząt, czynności i stanów fizjologicznych, jazdy samochodem i innych rzeczy. Oczywiście wiele rzeczy potrafi komunikować gestami. Generalnie potrafi już przekazać niemal wszystko, co potrzeba (choć czasem trzeba dochodzić metodą prób i błędów do tego, co chce powiedzieć), pomimo ograniczonego zasobu słownictwa, który jednak wzbogacany jest z tygodnia na tydzień.

Jestem świeckim magistrem teologii katolickiej sympatyzującym z odradzającym się w Kościele ruchem tradycjonalistycznym. Tematy najbliższe mi na polu teologii, związane w dużej mierze z moją duchowością, to: liturgia (w tym historia liturgii), mariologia i pobożność maryjna, tradycyjna eklezjologia oraz szeroko pojęta tematyka cierpienia w odniesieniu do Ofiary krzyżowej Jezusa Chrystusa. Przez lata zajmowałem się także relacją przesądów do wiary katolickiej. W życiu zawodowym zajmuję się redakcją i korektą tekstów (jestem również filologiem polskim) oraz pisaniem. Zapraszam na stronę z poradami językowymi, którą wraz ze współpracownikami prowadzę pod adresem JęzykoweDylematy.pl. Ponadto pracuję w serwisie DziennikParafialny.pl. Moje publikacje można odnaleźć w licznych portalach internetowych oraz czasopismach.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości