Paweł Pomianek Paweł Pomianek
623
BLOG

„Pim”: skrót czy onomatopeja? Ponownie o języku Juleczki

Paweł Pomianek Paweł Pomianek Rozmaitości Obserwuj notkę 1

Językiem zajmuję się na co dzień, redagując książki, artykuły, pisząc teksty. Oparte na tej wiedzy przyglądanie się rozwojowi języka własnego dziecka jest sprawą pasjonującą.
Jakiś czas temu Jula dołączyła do swojego słownika nowe słowo: „pim”. Mówi np. „mama/tata/baba, pim”, gdy chce, żeby ktoś zapiął jej lub sobie zatrzask (np. w kurtce). I właściwie od początku zastanawiałem się, czym jest owo „pim”. Ze znaczeniem nie ma problemu, ale powstała wątpliwość, czy jest to wyraz dźwiękonaśladowczy, naśladujący dźwięk zapinania zatrzasku (jak np. „brrrm” – tak Jula określa samochód), czy może raczej jest to skrót od „zapnij” (zamiast „tata, zapnij” – „tata, pim”). Nieco światła na sprawę rzuciło zdarzenie, gdy Julia powiedziała Babci, żeby rozpinała i zapinała zwykłe guziki (nie zatrzaski). Jula użyła wówczas tej samej formy „pim”, co może sugerować, że to jest po prostu Julkowe „zapnij” (zwłaszcza, że zawsze słyszała słowa „zapnij, zapniemy, zapnie” wypowiadane w takim kontekście).
Z drugiej strony, rozstrzygające to na pewno nie było, bo mogło nastąpić tzw. rozszerzenie znaczeniowe wyrazu dźwiękonaśladowczego – najpierw używanego na zatrzask, a potem również na zapinanie zwykłego guzika, jako na czynność podobną i przez rodziców nazywaną identycznie. Końcem stycznia pisałem na blogu JęzykoweDylematy.pl, że zapewne kolejne miesiące sprawę rozstrzygną: „Jeśli okaże się, że Julia zacznie używać innego określenia na zapinanie zwykłych guzików, «pim» okaże się wyrazem onomatopeicznym, jeśli nie – prawdopodobnie po prostu uproszczoną formą słowa «zapnij»”.
I rzeczywiście, kolejne tygodnie sprawę poniekąd wyjaśniły. Otóż na zapinanie zamka Julia zaczęła używać określenia… hmm jak to zapisać… „bżum”? „bzium”? I zaczęła to wyraźnie odróżniać od zatrzaskiwania („pim”). Zapinanie zwykłych guzików to wciąż „pim”, ale w ich przypadku nie mamy do czynienia z występowaniem żadnego dźwięku, stąd trudność w stworzeniu alternatywnego wyrazu onomatopeicznego. Wygląda więc na to, że „pim” jest po prostu imitacją dźwięku zapinania zatrzasku.
Dylemat „Le-le”
Zasadniczo podobny dylemat mieliśmy w pierwszych miesiącach życia Julki. Gdy jako noworodek, i później, była głodna i chciała iść do piersi, płakała w bardzo charakterystyczny sposób, nie dający się pomylić z innym płaczem, związanym z innymi potrzebami. Wszyscy słyszeli w tym płaczu coś pomiędzy „le-le” a „łe-łe” (ja, obie babcie, wujkowie, ciocia). Tylko moja żona uparcie powtarzała, że Jula woła „ne-ne”. Pamiętam, że gdy Julia była jeszcze malutka zastanawiałem się, czy to „le-le” oznacza mleko, czy raczej pierś mamy.
Obie sprawy wyjaśniły się z czasem. Okazało się, że rację w całej sprawie miała… no któż by inny: Mama. Gdy Jula zaczęła mówić, czy może raczej wyraźniej artykułować, okazało się, że to nie żadne „le-le” tylko pięknie wyraźnie brzmiące „ne-ne” (wyraz używany zresztą do dziś). No i oczywiście nie było też wątpliwości, że „ne-ne” oznacza wołanie o nakarmienie tylko jednym rodzajem pokarmu, a raczej… tylko w jeden sposób.
Trudno za Julą nadążyć
Piszę dziś o starych sprawach, ale zasadniczo za Julią i jej rozwojem mowy trudno ostatnio nadążyć. Przeskoczyła ten etap, gdy zamiast mozolnego uczenia się pojedynczych słów, jej aparat mowy rozwinął się na tyle, że Julia ma świadomość, iż potrafi powtórzyć bardzo wiele rzeczy (zwłaszcza wyrazów dwusylabowych). Dlatego dzisiaj sporządzenie słownika Juleczki, takiego jak przed niespełna dwoma miesiącami byłoby już niemożliwe.
Aczkolwiek mnie najbardziej fascynuje fakt, że Jula – jak na swój wiek (22 miesiące) całkiem nieźle radzi sobie z fleksją (odmianą wyrazów), co jest przecież trudne: „Ja sama”, „mama sama”, ale „tata sam”. „Noga jest”, ale „nóg n’ma”. Oczywiście to wszystko odbywa się głównie przez słuchanie i późniejsze powtarzanie, ale świadczy o tym, że Jula dobrze słucha (to akurat prawda).
 
Podobne wpisy:

Jestem świeckim magistrem teologii katolickiej sympatyzującym z odradzającym się w Kościele ruchem tradycjonalistycznym. Tematy najbliższe mi na polu teologii, związane w dużej mierze z moją duchowością, to: liturgia (w tym historia liturgii), mariologia i pobożność maryjna, tradycyjna eklezjologia oraz szeroko pojęta tematyka cierpienia w odniesieniu do Ofiary krzyżowej Jezusa Chrystusa. Przez lata zajmowałem się także relacją przesądów do wiary katolickiej. W życiu zawodowym zajmuję się redakcją i korektą tekstów (jestem również filologiem polskim) oraz pisaniem. Zapraszam na stronę z poradami językowymi, którą wraz ze współpracownikami prowadzę pod adresem JęzykoweDylematy.pl. Ponadto pracuję w serwisie DziennikParafialny.pl. Moje publikacje można odnaleźć w licznych portalach internetowych oraz czasopismach.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości