Jest koza, „klowa”, ale gdy zapytać Juleczkę, czy umie powiedzieć „kot” albo „kogut” ona konsekwentnie mówi: „ćot” oraz „ćogut” (lub „ćojut”).
Juleczka gada ostatnio jak najęta. Czasami buzia się jej w ogóle nie zamyka. Powtarza już niemal wszystkie wyrazy dwusylabowe, a większość bez problemu używa w kontekście. Zaczyna mówić już bardziej rozbudowanymi zdaniami. Ale mnie najbardziej zainteresowały właśnie wyżej wymienione wyrazy.
Cóż… przede wszystkim przestałem się dziwić, że ktoś kiedyś wpadł na to, żeby głoski wymawiane jak „k”, zapisywać jak „c” – a przecież tak jest zarówno w języku łacińskim, jak i w angielskim. Ta wymienność (w drugą stronę), która występuje w języku Julii potwierdza tylko jakieś naturalne pokrewieństwo między tymi literkami.
Swoistym hitem Julki w kontekście „ćota” i „ćoguta” (ja specjalnie cały czas zapisuję te wyrazy niezgodnie z normą języka polskiego – bo przecież należy je zapisywać jako „ciot” i „ciogut” – traktując je jako wyrazy dźwiękonaśladowcze i uwypuklając ich dziecięcą specyfikę) był komentarz dotyczący piżamy mojej Żony: „Mama ćoty ma” (kiedyś już pisałem, że jak na wzorcową łacinniczkę przystało, czasownik w „szyku julkowym” stoi na końcu; za nim można stać jeszcze tylko przeczenie „nie”). Uśmialiśmy się setnie.
Ciekawe jest to, że nie każde „k” stojące na początku wyrazu przed „o” brzmi jak „ć”. Jest przecież i koza (i „klowa”). Ale jednak w tych konkretnych przypadkach tak. Widać wymowa „ć”, a nie „k” w takich wyrazach jest łatwiejsza. Czyli wybór „k” lub „ć” zależałby od ustawienia aparatu mowy przy spółgłoskach „g” i „t” (w przypadku litery „t” jest to bardziej naturalne, bo jest w wymowie bardziej podobna do „c”). Kiedyś w wolnej chwili muszę wrócić do tematu ustawiania aparatu mowy przy poszczególnych spółgłoskach i przyjrzeć mu się dokładniej.
Jest jeszcze jeden bardzo ciekawy inny sposób użycia litery „k” jako „tl”. Na przykład kotlet, to po Julkowemu „tlotlet”.
A póki co, staramy się przekonać Julę, żeby jednak trochę się wysiliła i używała formy „kot”, a nie „ćot”, w obawie, że kiedyś na ulicy zobaczy na przykład dwa lub trzy koty i ku naszej rozpaczy zacznie donośnie krzyczyć: „Ćoty, ćoty!”
Podobne wpisy: