Wczorajpisałem o absurdalnej decyzji władz Krakowa, żeby promować miasto, jako szczególnie przyjazne ludziom cierpiącym na skłonności homoseksualne i w swej słabości tej słabości ulegającym. Homo-temat jest jednak nadal świeżutki, bo oto w ostatnią sobotę odbył się w Polsce pierwszy tzw. „ślub” lesbijek.
Tego jeszcze w Polsce nie było – podaje Dziennik.pl. – Dwie kobiety wzięły ślub. Lesbijki połączył węzłem małżeńskim prezbiter Reformowanego Kościoła Katolickiego, a potem była ceremonia humanistyczna. Panie żyją ze sobą wiele lat.
Chciałbym zwrócić uwagę na jeden akapit tekstu, który może znakomicie uświadomić kluczową rzecz:
"Pierwsze małżeństwo homo to dwie wierzące humanistki" - donosi racjonalista.pl. Obie kobiety założyły sobie obrączki, wygłosiły przysięgę małżeńską, a potem pokroiły tort weselny. Zupełnie jak wtedy, gdy ślub biorą kobieta i mężczyzna.
Już nawet nie chodzi o sformułowania „wierzące humanistki”, bo ono również wyraźnie ukazuje, że o żadnej wierze w Boga mowy tutaj być nie może. Chodzi o zdanie ostatnie, że było „zupełnie jak wtedy, gdy ślub biorą kobieta i mężczyzna”. No właśnie było pozornie zupełnie tak samo, tylko że to, co się stało tutaj można nazwać tylko i wyłącznie teatrem, odegraniem pewnych ról. I niczym więcej. Gdy mężczyzna z kobietą biorą ślub przed Bogiem wykonywane gesty, wypowiadane słowa nie służą widowisku, ale w sposób całkowicie realny zmieniają rzeczywistość. Kobieta, która przyszła do ołtarza jako nie-żona odchodzi od niego przemieniona – jest niejako nową osobą, żoną. Mężczyzna odchodzi jako mąż. Przysięga mężczyzny i kobiety tworzy między nimi nadprzyrodzony węzeł, związany – za ich dobrowolną zgodą – przez Boga i nikt tu na ziemi tego węzła nie jest już w stanie rozsupłać.
Właśnie owa zmiana rzeczywistości jest celem przysięgi małżeńskiej. Jeśli ma się odbywać tylko teatrum jest to zupełnie bez sensu. I bez sensu było tutaj. Bo rzeczywistość na poziomie nadprzyrodzonym zmienić się nie mogła, gdyż zabrakło szafarza – nie było mężczyzny i kobiety, którzy w wolności oddają się sobie nawzajem w dozgonnej miłości.
I żeby te lesbijki nawet na rzęsach chodziły, to tej uroczystości zawarciem związku małżeńskiego – chcąc być wiernym rzeczywistości – nazwać nie można. – Zależy nam, aby przekazać to innym, aby postrzegano nas w kategoriach rodziny a nie tylko – jak wcześniej – oddzielnych osób – mówiła w trakcie uroczystości jedna z pań. Cóż… Niestety dla człowieka mającego kontakt z rzeczywistością i odrobinę zdrowego rozsądku nie jest to możliwe.
Ale cóż. My w Polsce i tak jesteśmy – jak to mawiają – sto lat za murzynami. W Anglii w maju związek gejowski (może to byłoby dobre określenie, bo przecież związkiem małżeńskim to coś nie jest) zawarło dwóch pastorów. Śpieszmy się, bo przecież musimy nadrabiać dystans dzielący nas od Europy.