Celowo nie napisałem „ma już roczek”, ale „żyje już od roku”, bowiem prawdopodobnie w tym dniu przed rokiem Pan powołał naszą córkę do istnienia.
Nie chodzi mi też bynajmniej o dzień współżycia (to zbyt intymne i gdyby o to miało chodzić, w ogóle bym o tym nie pisał), ale o dzień owulacji, który wiąże się z powstaniem nowego życia. To jedno z wielkich dóbr, które przynoszą ze sobą Naturalne Metody Planowania Rodziny – pozwalają określić dzień, w którym Pan Bóg tworzy nowe życie.
Ktoś mógły zakrzyknąć, że jest to również sprawa intymna i nie wypada o tym pisać. Nie do końca mogę się z tym zgodzić. Nikt nie krępuje się mówić o dacie urodzenia dziecka, choć samo to, co działo się na porodówce jest na tyle intemne, że również nie mówi się o tym zbyt wiele, a już na pewno nie należy tego pokazywać (warto zwrócić uwagę, że choćby na filmach częściej i „dokładniej” pokazuje się jednak współżycie niż poród). Jeśli o dacie urodzenia będącego owocem intymnego aktu, jakim jest wydanie dziecka na świat mówi się otwarcie, nie ma również powodu, by o momencie poczęcia, związanym przecież nierozerwalnie z cyklem menstruacyjnym kobiety, a nie bezpośrednio z aktem małżeńskim nie mówić w sposób równie otwarty. Poza tym, trzeba powiedzieć jasno, że jeśli współżycie jest kwestią intymną i prywatną, to zarówno powstanie nowego życia, jak i zrodzenie nowego człowieka to akty społeczne – oczywiście w sensie, w jakim tego słowa używa wielokrotnie Jan Paweł II. Ani poczęcie nowego życia, ani jego narodzenie nie jest prywatną sprawą rodziców. A nowe życie, czy to narodzone, czy to dopiero poczęte nie jest własnością rodziców, ale jest nową osobą, nowym odrębnym bytem.
Do tej pory przedstawiłem argumenty defensywne, odpowiadając na pytanie: dlaczego wolno mówić o dniu poczęcia dziecka. Teraz o tym, dlaczego nie tylko wolno, ale nawet należy o tym mówić, a w każdym razie dlaczego jest to wskazane.
W mojej rodzinie zamierzam obchodzić z dziećmi nie tylko dzień urodzin, ale także dzień powołania do życia. Proszę zauważyć, że w Kościele mamy dwa takie piękne święta: Niepokalane Poczęcie i Zwiastowanie. Obchodzimy poczęcie Jezusa, jak i Maryi. A przecież poczęcie Maryi było owocem intymnego zjednoczenia Anny i Joachima. Kościół nie boi się więc mówić o tej wielkiej chwili powstania nowego życia. Dlaczego w katolickich domach nie świętować tego wielkiego momentu, gdy Bóg powołuje dzieciątko do życia? Przecież, jakby nie patrzeć – pisałem o tym na dwa dni przed narodzinami Juleczki – jest ona ważniejsza niż poród, który jest tylko pewnym etapem.
Dlaczego uważam to za ważne? Bo jest to budowanie pozytywnej kultury pro-life. Dziś tyle kosztuje walka o prawo do życia nienarodzonych, bo w naszej kulturze ciągle nie traktuje się płodu, jako pełnoprawnego człowieka (świadczy o tym językowy lapsus nazywania kobiety w ciąży „przyszłą mamą”). Świętowanie z dziećmi dnia poczęcia (intymnie, w rodzinie, w dziękczynieniu Bogu) przyczyni się do tego, że już od najmłodszych lat dla dziecka będzie zupełnie naturalne, że nie zaczęło być człowiekiem, gdy się urodziło, ale już wtedy, kiedy zostało poczęte. W przyszłości będzie dla niego naturalne, że człowiek zyskuje status osoby w chwili poczęcia.
Jestem zwolennikiem takiego budowania kultury życia, a nie tylko przez walkę z aborcją. Jest to bowiem budowanie od strony pozytywnej i dążące do zakorzeniania się w najgłębszym tego słowa znaczeniu mentalności pro-life.
My dzisiaj z Anią uczestniczyliśmy we Mszy św., dziękując za naszą Juleczkę. Za chwilę złożymy również Juleczce życzenia i wręczymy mały upominek. Później wraz z Rodziną będziemy dziękować we wspólnej modlitwie za to, że z maleńkiej Komóreczki, którą Pan w swojej niepojętej dobroci aktem stwórczym powołał do istnienia jest już dziś takim dużym, zdrowym, mądrym dzieciątkiem. Dziś cały dzień w zadziwieniu medytujemy nad tą tajemnicą. I oby tak było już co roku. A patron dnia, Święty Bartłomiej, niech otacza naszą Juleczkę swoją opieką.