Paweł Pomianek Paweł Pomianek
17036
BLOG

Wierzący-niepraktykujący. Czy to możliwe?

Paweł Pomianek Paweł Pomianek Kultura Obserwuj notkę 1

Wielu ludzi ochrzczonych, którzy do kościoła albo nie chodzą wcale, albo pojawiają się w nim rzadko, określa siebie niezwykle modnym w ostatnich latach zwrotem, jako wierzący-niepraktykujący.
 
Na pierwszy rzut oka (czy może raczej ucha) brzmi to całkiem sensownie. Wierzący, bo wierzą w Boga, niepraktykujący, bo nie chodzą do kościoła, nie żyją przykazaniami. Gdy jednak głębiej wnikniemy w te słowa, okazuje się, że określenie wierzący-niepraktykujący jest absolutną hipokryzją.
 
Żeby dobrze wyłuszczyć tę kwestię, należy na początek ustalić, co ma ostatecznie oznaczać ten zwrot. A więc przede wszystkim należy powiedzieć, że człowiek wierzący, to wyznawca danej religii, a nie tylko człowiek, który wierzy w jakiegoś Boga. Ktoś, kto wierzy w Boga, ale nie uznaje chrześcijaństwa, nie nazwie siebie wierzącym-niepraktykującym, bo co ma piernik do wiatraka. Żeby nazwać siebie wierzącym, trzeba wierzyć zgodnie z pewną religią.
 
A więc trzeba powiedzieć, że wierzący-niepraktykujący to po prostu katolik niepraktykujący. I dopiero w tej optyce możemy zasadnie rozważyć, czy może istnieć ktoś wierzący-niepraktykujący.
 
W tym miejscu należy zadać sobie pytanie: w co wierzy katolik? Otóż pierwszym podstawowym tekstem, który jest jakby kompendium prawd, dogmatów, które wyznaje katolik, jest powtarzane przez nas co tydzień podczas niedzielnej Eucharystii Credo. Ten modlitewny tekst powstały w IV wieku i powtarzany przez Kościół przez stulecia jest rzeczą tak absolutnie podstawową, że w żaden sposób nie można określić siebie osobą wierzącą, jeżeli nie uznaje się tego, co ojcowie soborowi w 325 oraz 381 r. za natchnieniem Ducha Świętego w nim zamieścili.
 
Rozważmy więc wspólnie pewne słowa Credo, które rzucają ciekawe światło na zjawisko wierzących-niepraktykujących.
 
1. „Wierzę (...) w jednego Pana Jezusa Chrystusa. (...) On to dla nas ludzi i dla naszego zbawienia zstąpił z nieba. I za sprawą Ducha Świętego przyjął ciało z Maryi Dziewicy i stał się człowiekiem. Ukrzyżowany również za nas, pod Poncjuszem Piłatem został umęczony i pogrzebany”.
 
Zdajecie sobie Państwo sprawę z wagi tych słów? Czyż można w to wierzyć i nie pokwapić się choćby na niedzielną Eucharystię? Czyż można wierzyć w te słowa i nie udać się na spotkanie z Kimś, Kto absolutnie bezinteresownie zstępuje z nieba, oddaje siebie dla każdego z nas w ręce oprawców, umiera za nas na Krzyżu? Nie! Trzeba uznać, że jest to prawie niemożliwe. W tym miejscu ktoś jednak może jeszcze tłumaczyć: Kościół sprzeniewierzył się Chrystusowi, a ja oddaję Mu osobisty kult.
 
2. „Powtórnie przyjdzie w chwale sądzić żywych i umarłych, a Królestwu Jego nie będzie końca”. „Oczekuję wskrzeszenia umarłych i życia wiecznego w przyszłym świecie”.
 
A te zdania... Czy można w nie wierzyć, tak jak wierzy Kościół i nie robić podstawowej rzeczy, która zapewni bycie na końcu wśród tych żywych? Czy można wierzyć w życie wieczne, a jednocześnie wszystkie swoje siły angażować jedynie w poprawienie swego bytu ziemskiego?
 
3. „Wierzę w jeden, święty, powszechny, apostolski Kościół”.
 
I tu ostatecznie jest pies pogrzebany! Jeśli jeszcze przy poprzednich kwestiach mogliśmy bronić danego człowieka, że jest wierzący, ale sam oddaje Bogu chwałę, to ten tekst ukazuje jednoznacznie: po prostu nie da się być katolikiem wierzącym i niepraktykującym.
 
Nie da się wierzyć, że Kościół jest jeden i wyłączać się ze wspólnoty z nim. Nie da się uznawać, że Kościół jest z natury swej święty (bo posiada element nadprzyrodzony) i jednocześnie odrzucać go jedynie przez – choćby nawet – gorszące postępowania duchownych. Nie da się wreszcie wierzyć, że to właśnie ten Kościół, zachowujący sukcesję od czasów pierwszych apostołów, jest tym prawdziwym i rezygnować z praktykowania.
 
Jak widać nie ma katolików wierzących-niepraktykujących. Tak się po prostu nie da. Trzeba byłoby mieć schizofrenię w poważnym stadium. Jeśli nie praktykuję, to po prostu nie wierzę. A oszukiwanie siebie nic tutaj nie pomoże.
 
Wydaje się, że w ukazywaniu człowiekowi niepraktykującemu jego niewiary właśnie Credo jest najbardziej skuteczne. A jak doskonale wiemy z Ewangelii, stanięcie w prawdzie przed samym sobą jest pierwszym krokiem ku nawróceniu...
 
----------------------------
 
Tekst ukazał się pierwotnie w Biuletynie Miłośników Dobrej Książki, nr 9 (10) – wrzesień 2007.pod tytułem Wierzący-niepraktykujący. Do przedruku na bloga skłoniła mnie dyskusja pod moim poprzednim postem i komentarz Chrisa 61.

 

Jestem świeckim magistrem teologii katolickiej sympatyzującym z odradzającym się w Kościele ruchem tradycjonalistycznym. Tematy najbliższe mi na polu teologii, związane w dużej mierze z moją duchowością, to: liturgia (w tym historia liturgii), mariologia i pobożność maryjna, tradycyjna eklezjologia oraz szeroko pojęta tematyka cierpienia w odniesieniu do Ofiary krzyżowej Jezusa Chrystusa. Przez lata zajmowałem się także relacją przesądów do wiary katolickiej. W życiu zawodowym zajmuję się redakcją i korektą tekstów (jestem również filologiem polskim) oraz pisaniem. Zapraszam na stronę z poradami językowymi, którą wraz ze współpracownikami prowadzę pod adresem JęzykoweDylematy.pl. Ponadto pracuję w serwisie DziennikParafialny.pl. Moje publikacje można odnaleźć w licznych portalach internetowych oraz czasopismach.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura